Podczas wizyty okolic stadniny PEGAZ warto zwrócić uwagę na to, czy autobus 26 odjeżdżający stamtąd nie obsługuje wcześniej Siedlca, bo można stracić godzinę
Po przedłużeniu wybranych kursów linii 26 relacji na Mirów-Pegaz do Siedlca pojawił się problem z obsługą kursów powrotnych z tego miejsca. Autobusy, które wyjechały z Siedlca, nie mogą wjechać na pętlę z peronem dla odjeżdżających w kierunku Grabówki. Dlatego postawiono drugi słupek przystankowy na skraju pętli, przy ulicy Wodociągowej. Sęk w tym, że przystanek nosi jedną nazwę (jak najbardziej prawidłowo) i na obydwu stanowiskach widnieje ten sam rozkład.
Przyzwyczajenie kosztuje godzinę
Niestety, część z kursów w nich wskazanych jedzie tylko wzdłuż ulicy Wodociągowej. Pasażerowie przywykli do starego stanu rzeczy oczekują we wiacie przystankowej tak, jak to mieli w zwyczaju. Jeżeli zaś nie staną przy ulicy Wodociągowej, to kierowca autobusu jadącego od Siedlca nie widząc nikogo nie zatrzyma się przy dodatkowym przystanku, wskutek czego pasażerowie z wiaty muszą czekać kolejną godzinę. Stali klienci ten linii już zapewne rozeznali sobie tajniki rozkładu tego przystanku, gorzej jednak z pasażerami okazjonalnymi, a tacy przecież też się trafiają z uwagi na turystyczny charakter okolicy.
Słupek przy ulicy Wodociągowej ustawiono na brzegu chodnika peronu pętli, ale przy latarni ulicznej. Tarcza znaku zaś może być zasłaniana przez korony drzew lasu dochodzącego do tego malowniczego krańca. Trudno więc od razu zauważyć, że kilka metrów obok stoi kolejny przystanek – tym bardziej, że we wiacie (czyli na przystanku początkowym) wywieszony jest rozkład wykazujący wszystkie kursy, więc mylnie można uznać, że dotyczy on stricte tego miejsca.
Bez smartfonu posiedzisz
Jedynym źródłem informacji są elektroniczne rozkłady na telefony i to pod warunkiem, że komuś przyjdzie do głowy rozwinąć cały kurs autobusu zaglądając w przystanki od Siedlca do Mirowa-Pegaza, bo tylko wówczas spostrzec można, że godzina widniejąca na tabliczkach dotyczy autobusu, który opuścił Siedlec.
Problem bezpośrednio tkwi w oprogramowaniu posiadanym przez MZDiT, które generuje rozkład jazdy dla wybranego przystanku, czy nawet węzła przystankowego, ale nie odróżnia stanowisk. W efekcie drukuje dwie identyczne tabliczki przystankowe.
Tanie rozwiązanie
Błędem jednak będzie nadanie przystankowi przy Wodociągowej innej nazwy tylko po to, aby wskazać kursy zatrzymujące się przy osobnym słupku. Nie dość, że byłoby to dość prowincjonalne i archaiczne rozwiązanie, to jeszcze wprowadzi chaos informacyjny, bo z przystanku początkowego Mirów-Pegaz zniknęły by kursy z Siedlca, które i tak się tu zatrzymują. Analogiczna dezinformacja panowałaby w elektronicznych wersjach rozkładów. Na miejscu z kolei należałoby biegać między słupkami przystankowymi i sprawdzić, przy który autobus pojawi się wcześniej.
Można też przebudować wjazd na pętlę ścinając klin chodnika tak, aby autobusy z Wodociągowej mogły na nią wjechać. Byłby to wydatek niewspółmierny do efektu, a dodatkowo nie wiadomo, jak długo kursy do Siedlca będą realizowane.
Najtaniej i najczytelniej byłoby, gdyby do pasażera podejść po ludzku. Wystarczy bowiem, aby na rozkładzie na peronie początkowym zawrzeć dodatkową informację, że wskazane kursy obsługiwane są z peronu przy ulicy Wodociągowej. Odwrotna czynność byłaby już zbędna bo nawet jeśli ktoś będzie warował przy ul. Wodociągowej, to i tak zobaczy, że jego autobus wjeżdża właśnie na pętlę, albo stoi na niej już od kilku minut.
Opisane na końcu rozwiązanie zostało zaproponowane przez naszego dziennikarza drogą korespondencji prywatnie skierowanej do organizatora komunikacji.